Etykiety

piątek, 29 lipca 2016

Anna i Zuza 1

Słońce właśnie zaszło za horyzont. Trójka bohaterów przemierzała zaśnieżone pola. Prowadzeni jedynie intuicją Otta i informacją od wędrownego kupca.
- Gdzie mieliśmy zejść ze szlaku? - Rzucił kąśliwie Akill, kręcąc głową.
- Eeee, Randalf mówił, że w lewo na rozstajach, ale do cholery nie mijaliśmy rozstai! - Odkrzykną naburmuszony Krasnolud.
- Słyszałem! Mówił jedźcie szlakiem do zachodu słońca, a potem odbijcie drogą na północ... Jeżeli jeszcze kiedyś go spotkamy, to te jego toboły w dupę mu wcisnę!
Nagle zawiał wiatr. Płatki śniegu zaczęły gęsto spadać z nieba, szybko pogrubiając pierzynę otaczającą tę część globu. Nie trzeba było długo czekać, na nasilenie się wiatru i opadów, które zwiastowały nadejście ogromnej burzy śnieżnej.
- Uciszcie się! I dajcie mi się skupić. - Odchrząknął Arael, wpatrując się przed siebie. - Baczajcie, przed nami widać jakieś zabudowanie.
Rzeczywiście, po słowach czarnowłosego mężczyzny, ukazał się gmach budynku. Bohaterowie podjechali do bram, świeżo zaśnieżoną drużką.
Stary piętrowy budynek, ze świecami w oknach parteru wydawał się na prawdę dobrym schronieniem przed ziąbem.
Otto niby najmniejszy, ale to on zdecydował się jako pierwszy popchnąć bramę i wejść na posesję. Drużyna kierowała się do wejście, nad którym wisiała stara oliwna lampa. Która z pewnością pamiętała starszych władców Izgyrdu.
Nagle wzrok krasnoluda przybił cień, który poruszał się gdzieś w oddali.
- Zaczekajcie. - Mrukną, i ruszył w jego stronę.
Pokonał kilka zasp, po czym zauważył dość wysokiego jegomościa. Ubranego w kożuch i skórzany czepiec. Osobnik namiętnie rozkopywał śnieg szpadlem.
- Ehe - Chrząkną Otto, kiedy znalazł się za plecami mężczyzny.
- Tak, Madam? Ej, kim jesteś? I co robisz na posesji Pani Rosse?
Ukazała się twarz mężczyzny przepełniona bliznami. Lewe oko było zasłonięte opaską, taką, jaką Otto podczas swoich podróży nie raz widział.
- Hmmm, jesteśmy przemarznięci i głodni. A że zastała nas burza, to chcieliśmy schronić się pod jakimś dachem.
- A tak, tyle roboty, że nawet nie zauważyłem. Wejdźcie może Pani Rosse zechce was nakarmić. - Odrzekł przyjacielsko nieznajomy.
Mimo tego, że osobnik nie wydawał się być przyjemny, to w jego głosie było coś sympatycznego, coś co pozwoliło krasnoludowi upewnić się w twierdzeniu, że trafili dobrze.
Otto, kiwną głową na znak podzięki. Ruszył  do kompanów. Gdy stali już wszyscy razem rzekł. - Dobra... Zapukajcie.
Dwa uderzenia wystarczyły. Podczas trzeciego, drzwi otworzyły się. Stała w nich starsza kobieta, o lekko zakrzywionym nosie. Ubrana była w jasnozielony fartuch, a na głowie miała czepek.
- Madam Rosse. Mamy gości! - Zakrzyknęła ciepło staruszka.
 Echo rozeszło się po całym domu. Kiedy Bohaterowie gramolili się do środka na schodach ujrzeli piękną kobietę o długich ciemnych włosach. Ubraną w czarną suknię z zielonymi rękawami.
- Witajcie, nazywam się Abigail Rosse. A wy, kim jesteście? - Rzekła spokojnie.
- Jam jest Arael. - Zrobił krok do przodu, wskazując na siebie.
Przebadał ją szybkim spojrzeniem. Kobieta miała mniej niż 30 lat i smukłą sylwetkę. Na twarzy widniało ogólne zmęczenie, oraz smutek.
 - Mężczyzna obok mnie to Akill, a krasnolud zwie się Otto.
Akill skiną głową na powitanie. Otto natomiast zgiął się w pasie i uchylił.
- O przepraszam, zapomniałam się. - Mówiąc to Pani Rosse zasłoniła swoje różowe usta. - Nianiu, przygotuj strawę. Nasi goście na pewno są głodni. - W jej głosie pojawiło się pewne zawahanie. Ledwo dostrzegalne, ale nie umknęło to kompanii.
- Już się robi. - Odpowiedziała przyjacielsko kobietka i ruszyła w głąb domu.
- Przejdźmy do paleniska, tam się ogrzejecie. - Mówiąc to przeszła pomiędzy przybyszami i ruszyła korytarzem, na końcu którego widać było jak niania dokłada do ognia.
Sala była ogromna, wielkie dębowe blaty rozstawione tak aby tworzyły półkole, wypełniały zaledwie małą część wnętrza. Na środku pokoju, znajdowało się palenisko, które błyszczało pomarańczowo złotym płomieniem. Na górze, znajdowało odprowadzenie dymu, na którym przedstawione były sceny z walk z ostatniego powstania szlachty.
Ciekawe - Mruknął krasnolud. Dom był tak zadbany, że nie dostrzegł na suficie ani odrobiny brudu, czy sadzy.
Staruszka szybko wykonała rozkaz. Jeszcze zanim bohaterowie weszli do dużej sali, stoły były zastawiony po brzegi solonym mięsem, serem i chlebem.
- Smacznego. - Rzekła Madam Rosse, po czym uśmiechnęła się lekko i usiadła na wysuniętym krześle. Uśmiech był ciepły, ale przenikało przez niego rozgoryczenie i smutek.
Skinęliśmy głowami zgodnie, dziękując. Zasiedliśmy do wieczerzy.
Po skończonym posiłku Pani Rosse nakazała służce przygotować pokój gościnny.
- Kim jest mężczyzna za domem? - Otto nie wytrzymał. Ciekawość wygrała. W końcu kto kopie w ogrodzie, podczas burzy śnieżnej.
- Mówisz o Patricku? Jest tutaj ogrodnikiem. Pracuje dniami i nocami, żeby co jakiś czas zniknąć na tydzień czy dwa.
- I nie dziwi to Pani?
- Kiedyś tak. Teraz wiem, że to jego sprawa. Do puki ogród jest schludny, nie będę mu sprawiać problemu. - Odpowiedziała, po czym na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
Minęła chwila ciszy. Nikt nie odzywał się przez moment. Jedyne co dało się usłyszeć to strzelanie drwa w ogniu.
- Musicie być zmęczeni, chodźmy na górę. - Przemówiła Abigail, wstając z krzesła, jednocześnie poprawiając suknie.
Na piętrze było ciemno. Długi korytarz, który oświetlany był jedynie przez światło księżyca wpadające do środka przez duże okiennice. Na ścianach wisiały kilka obrazów, jednak blask gwiazd oświetlał ich skromną cząstkę.
Nagle, rozległ się głos małej dziewczynki.
- No chodź, pobawmy się jeszcze. Nie? Czemu nie? Goście?
Z cienia wynurzyła się mała dziewczynka, ubrana w długą białą piżamę.
- Aniu przywitaj naszych gości. - Rzuciła Madam, odpędzając swój wzrok od córki.
- Dzień dobry. - Bąknęła wesoło dziewczynka kłaniając się.
- Dzień dobry, młoda damo. - Odpowiedział Otto. - Z kim mam przyjemność?
- Nazywam się Anna Rosse. - Odrzekła zadzierając malutki nosek do góry. - A jak cie zwą brodaczu?
- Ja jestem Otto, tam stoi Akill, a tam Arael. - Ukłonił się A Ile to już wiosen moja droga?
- Dziewięć, a ile to już wiosen Panie Brodaczu?
- Wystarczy Anno. - Pani Rosse przerwała. - Idź już spać.
- Do widzenia. - Odrzeka dziewczynka i weszła do swojego pokoju.
Po jakże to uprzejmej rozmówce, Madam Rosse poprowadziła przybyszów długim korytarzem. Otworzyła drzwi po prawej i wskazała ręką pokój.
- Zapraszam
W jej oczach pojawiło się zimno, to którego przed spotkaniem z córką, ledwo wyciekało z pod maski uczuć jaką nałożyła.
Gdy weszli do pokoju, Niania wrzucała resztkę drewna do piecyka. Po tym jak skończyła powiedziała dobranoc, babcinym głosem i wyszła.

Pokój był duży. Dwie szafy, trzy łóżka, mała komoda i piecyk, a oprócz tego jeszcze dużo przestrzeni. Nie trzeba było dużo czasu, by usłyszeć pierwsze pochrapywania Otta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz