Słońce właśnie zaszło za horyzont. Trójka bohaterów przemierzała
zaśnieżone pola. Prowadzeni jedynie intuicją Otta i informacją od wędrownego
kupca.
- Gdzie mieliśmy zejść ze szlaku? - Rzucił
kąśliwie Akill, kręcąc głową.
- Eeee, Randalf mówił, że w lewo na
rozstajach, ale do cholery nie mijaliśmy rozstai! - Odkrzykną naburmuszony
Krasnolud.
- Słyszałem! Mówił jedźcie szlakiem do
zachodu słońca, a potem odbijcie drogą na północ... Jeżeli jeszcze kiedyś go spotkamy,
to te jego toboły w dupę mu wcisnę!
Nagle zawiał wiatr. Płatki śniegu zaczęły
gęsto spadać z nieba, szybko pogrubiając pierzynę otaczającą tę część globu.
Nie trzeba było długo czekać, na nasilenie się wiatru i opadów, które
zwiastowały nadejście ogromnej burzy śnieżnej.
- Uciszcie się! I dajcie mi się skupić. -
Odchrząknął Arael, wpatrując się przed siebie. - Baczajcie, przed nami widać
jakieś zabudowanie.
Rzeczywiście, po słowach czarnowłosego
mężczyzny, ukazał się gmach budynku. Bohaterowie podjechali do bram, świeżo
zaśnieżoną drużką.
Stary piętrowy budynek, ze świecami w
oknach parteru wydawał się na prawdę dobrym schronieniem przed ziąbem.
Otto niby najmniejszy, ale to on
zdecydował się jako pierwszy popchnąć bramę i wejść na posesję. Drużyna
kierowała się do wejście, nad którym wisiała stara oliwna lampa. Która z
pewnością pamiętała starszych władców Izgyrdu.
Nagle wzrok krasnoluda przybił cień, który
poruszał się gdzieś w oddali.
- Zaczekajcie. - Mrukną, i ruszył w jego
stronę.
Pokonał kilka zasp, po czym zauważył dość
wysokiego jegomościa. Ubranego w kożuch i skórzany czepiec. Osobnik namiętnie
rozkopywał śnieg szpadlem.
- Ehe - Chrząkną Otto, kiedy znalazł się
za plecami mężczyzny.
- Tak, Madam? Ej, kim jesteś? I co robisz
na posesji Pani Rosse?
Ukazała się twarz mężczyzny przepełniona
bliznami. Lewe oko było zasłonięte opaską, taką, jaką Otto podczas swoich
podróży nie raz widział.
- Hmmm, jesteśmy przemarznięci i głodni. A
że zastała nas burza, to chcieliśmy schronić się pod jakimś dachem.
- A tak, tyle roboty, że nawet nie
zauważyłem. Wejdźcie może Pani Rosse zechce was nakarmić. - Odrzekł
przyjacielsko nieznajomy.
Mimo tego, że osobnik nie wydawał się być
przyjemny, to w jego głosie było coś sympatycznego, coś co pozwoliło
krasnoludowi upewnić się w twierdzeniu, że trafili dobrze.
Otto, kiwną głową na znak podzięki. Ruszył
do kompanów. Gdy stali już wszyscy razem rzekł. - Dobra... Zapukajcie.
Dwa uderzenia wystarczyły. Podczas
trzeciego, drzwi otworzyły się. Stała w nich starsza kobieta, o lekko
zakrzywionym nosie. Ubrana była w jasnozielony fartuch, a na głowie miała
czepek.
- Madam Rosse. Mamy gości! - Zakrzyknęła
ciepło staruszka.
Echo rozeszło się po całym domu.
Kiedy Bohaterowie gramolili się do środka na schodach ujrzeli piękną kobietę o
długich ciemnych włosach. Ubraną w czarną suknię z zielonymi rękawami.
- Witajcie, nazywam się Abigail Rosse. A wy,
kim jesteście? - Rzekła spokojnie.
- Jam jest Arael. - Zrobił krok do przodu,
wskazując na siebie.
Przebadał ją szybkim spojrzeniem. Kobieta
miała mniej niż 30 lat i smukłą sylwetkę. Na twarzy widniało ogólne zmęczenie,
oraz smutek.
- Mężczyzna obok mnie to Akill, a
krasnolud zwie się Otto.
Akill skiną głową na powitanie. Otto
natomiast zgiął się w pasie i uchylił.
- O przepraszam, zapomniałam się. - Mówiąc
to Pani Rosse zasłoniła swoje różowe usta. - Nianiu, przygotuj strawę. Nasi
goście na pewno są głodni. - W jej głosie pojawiło się pewne zawahanie. Ledwo
dostrzegalne, ale nie umknęło to kompanii.
- Już się robi. - Odpowiedziała
przyjacielsko kobietka i ruszyła w głąb domu.
- Przejdźmy do paleniska, tam się
ogrzejecie. - Mówiąc to przeszła pomiędzy przybyszami i ruszyła korytarzem, na
końcu którego widać było jak niania dokłada do ognia.
Sala była ogromna, wielkie dębowe blaty
rozstawione tak aby tworzyły półkole, wypełniały zaledwie małą część
wnętrza. Na środku pokoju, znajdowało się palenisko, które błyszczało
pomarańczowo złotym płomieniem. Na górze, znajdowało odprowadzenie dymu, na
którym przedstawione były sceny z walk z ostatniego powstania szlachty.
Ciekawe - Mruknął krasnolud. Dom był tak
zadbany, że nie dostrzegł na suficie ani odrobiny brudu, czy sadzy.
Staruszka szybko wykonała rozkaz. Jeszcze
zanim bohaterowie weszli do dużej sali, stoły były zastawiony po brzegi solonym
mięsem, serem i chlebem.
- Smacznego. - Rzekła Madam Rosse, po czym
uśmiechnęła się lekko i usiadła na wysuniętym krześle. Uśmiech był ciepły, ale
przenikało przez niego rozgoryczenie i smutek.
Skinęliśmy głowami zgodnie, dziękując. Zasiedliśmy
do wieczerzy.
Po skończonym posiłku Pani Rosse nakazała
służce przygotować pokój gościnny.
- Kim jest mężczyzna za domem? - Otto nie
wytrzymał. Ciekawość wygrała. W końcu kto kopie w ogrodzie, podczas burzy
śnieżnej.
- Mówisz o Patricku? Jest tutaj
ogrodnikiem. Pracuje dniami i nocami, żeby co jakiś czas zniknąć na tydzień czy
dwa.
- I nie dziwi to Pani?
- Kiedyś tak. Teraz wiem, że to jego
sprawa. Do puki ogród jest schludny, nie będę mu sprawiać problemu. -
Odpowiedziała, po czym na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
Minęła chwila ciszy. Nikt nie odzywał się
przez moment. Jedyne co dało się usłyszeć to strzelanie drwa w ogniu.
- Musicie być zmęczeni, chodźmy na górę. -
Przemówiła Abigail, wstając z krzesła, jednocześnie poprawiając suknie.
Na piętrze było ciemno. Długi korytarz,
który oświetlany był jedynie przez światło księżyca wpadające do środka przez
duże okiennice. Na ścianach wisiały kilka obrazów, jednak blask gwiazd
oświetlał ich skromną cząstkę.
Nagle, rozległ się głos małej dziewczynki.
- No chodź, pobawmy się jeszcze. Nie?
Czemu nie? Goście?
Z cienia wynurzyła się mała dziewczynka,
ubrana w długą białą piżamę.
- Aniu przywitaj naszych gości. - Rzuciła
Madam, odpędzając swój wzrok od córki.
- Dzień dobry. - Bąknęła wesoło dziewczynka
kłaniając się.
- Dzień dobry, młoda damo. - Odpowiedział
Otto. - Z kim mam przyjemność?
- Nazywam się Anna Rosse. - Odrzekła
zadzierając malutki nosek do góry. - A jak cie zwą brodaczu?
- Ja jestem Otto, tam stoi Akill, a tam
Arael. - Ukłonił się A Ile to już wiosen moja droga?
- Dziewięć, a ile to już wiosen Panie
Brodaczu?
- Wystarczy Anno. - Pani Rosse przerwała.
- Idź już spać.
Po jakże to uprzejmej rozmówce, Madam
Rosse poprowadziła przybyszów długim korytarzem. Otworzyła drzwi po prawej i
wskazała ręką pokój.
- Zapraszam
W jej oczach pojawiło się zimno, to
którego przed spotkaniem z córką, ledwo wyciekało z pod maski uczuć jaką
nałożyła.
Gdy weszli do pokoju, Niania wrzucała
resztkę drewna do piecyka. Po tym jak skończyła powiedziała dobranoc, babcinym
głosem i wyszła.
Pokój był duży. Dwie szafy, trzy łóżka,
mała komoda i piecyk, a oprócz tego jeszcze dużo przestrzeni. Nie trzeba było
dużo czasu, by usłyszeć pierwsze pochrapywania Otta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz